Dorotko, Rysiu obfociłam vandeczkę i zaraz będą fotki.
Ale najpierw trochę przynudzania
Vanda... to słowo łaziło za mną, odkąd zaczęłąm przglądać Wasze wątki,
a w nich zdjęcia tych właśnie cuuuudownych, wielkich kwiatów.
Mój
już miał mnie dosyć i w końcu uległ: "Kup sobie" rzekł, więc kupiłam....
maleństwa, sztuk dwie. A że był to sezon ogórkowy... Ale o tym za chwilę.
Chuchałam i dmuchałam, jak na noworodki, bo w zasadzie to były noworodki.
Pewnie z miesiąc wczesniej wyciagnięte z agaru.
Pewnego wcale nie pięknego dnia poszłam spryskać vandeczkom korzonki.
Nalałam wody z butelki z "primaverą" (jak się później okazało wcale nie z primaverą
)
i dawaj pryskać vandzie. Potraktowałam też moje siewki tym czymś
No i się zaczęło... vandy zaczęła marnieć, a ja w rozpaczy, bo o co chodzi.
Po nitce do kłębka trafiłam do tej butelki z wodą, nie wodą.
Spróbowałam jej, a tam... woda z solą na ogórki, mikstura mojej mamy,
w mojej butli z primaverą dla vandek.
Finał był taki, że vandki odeszły do krainy wiecznych vandowatych,
a ja dalej marzyć o vandziach, ale już nie siewkach.
No i w końcu udało się
Zakupiona w meeeega promocji w lubelskim OBI
A tu dowody, ze jest jej chyba u mnie całkiem dobrze
Rośnie jej nowy listeczek
Tego korzonka nie było, kiedy ją kupowałam, wyrósł u mnie
Miłego czytania i oglądania