Rozmnażanie w wersji makro
: 22 maja 2015, o 10:23
Witam Szlachetną Brać storczykarzy
Po raz pierwszy aktywnie na Waszym forum
Zastanawiałem się gdzie podkleić się ze swoim postem. Najbardziej pasowało by pewnie kontynuować wątek „Mikrorozmnażanie” ale nie wiem czy nie za bardzo odbiegałby od poruszanego tam wątku. Zdecydowałem się zatem założyć nowy.
Trafiłem tu do Was podczas googlowania sieci, szukając pomocy w rozwiązania pewnego problemu. Nie ukrywam, że od razu poraził mnie poziom dyskusji a już szczególnie wiedza kolegi Tomka. Aż strach o coś zapytać aby nie ośmieszyć się swoją mizerią. Tym bardziej, że kwestia nie dotyczy raczej storczyków lecz ogólnie biotechniki.
Ale do rzeczy. Jakiś czas temu udało mi się ukorzenić liść plumerii. To wartościowa ale bardzo chimeryczna roślina, toteż poczytuję sobie powyższe jako niemały ale tylko połowiczny sukces. Samo ukorzenianie w wodzie (z pewnym dodatkiem) trwało ponad pół roku. Teraz, przesadzony do właściwego podłoża liść, wypełnił już całą doniczkę korzeniami i tylko tyle. Liść ma się dobrze, jest zielony i jędrny a korzenie wyglądają jeszcze lepiej. I tak jest przez następne pół roku. A mogłoby się wydawać, że skoro są korzenie , co więcej, rozrastają się, to musi pojawić się też część nadziemna. Bo jeśli takie zjawisko należałoby uznać za normalne to dlaczego by nie uprawiać marchewki bez naci? Przypominam sobie sytuację sprzed kilkunastu laty, kiedy to ukorzeniłem liść hoi i który przeżył w doniczce w całkiem niezłej kondycji jeszcze ze dwa lata a mimo to nie wytworzył normalnej rośliny. Zdaje się, że to ta sama historia. Pomyślałem, że być może należało by potraktować to jakimś hormonem. No i tu jest właśnie temat dla mądrzejszych ode mnie. Czym? Auksyną, cytokininą? Jaką i z jakim stężeniem? Na liść czy do gleby?
Pewnie nie trudno domyślić się, że trochę liczę na profesjonalizm Tomka ale chętnie poznam zdania innych koleżanek i kolegów zainteresowanych takim tematem
henry
Po raz pierwszy aktywnie na Waszym forum
Zastanawiałem się gdzie podkleić się ze swoim postem. Najbardziej pasowało by pewnie kontynuować wątek „Mikrorozmnażanie” ale nie wiem czy nie za bardzo odbiegałby od poruszanego tam wątku. Zdecydowałem się zatem założyć nowy.
Trafiłem tu do Was podczas googlowania sieci, szukając pomocy w rozwiązania pewnego problemu. Nie ukrywam, że od razu poraził mnie poziom dyskusji a już szczególnie wiedza kolegi Tomka. Aż strach o coś zapytać aby nie ośmieszyć się swoją mizerią. Tym bardziej, że kwestia nie dotyczy raczej storczyków lecz ogólnie biotechniki.
Ale do rzeczy. Jakiś czas temu udało mi się ukorzenić liść plumerii. To wartościowa ale bardzo chimeryczna roślina, toteż poczytuję sobie powyższe jako niemały ale tylko połowiczny sukces. Samo ukorzenianie w wodzie (z pewnym dodatkiem) trwało ponad pół roku. Teraz, przesadzony do właściwego podłoża liść, wypełnił już całą doniczkę korzeniami i tylko tyle. Liść ma się dobrze, jest zielony i jędrny a korzenie wyglądają jeszcze lepiej. I tak jest przez następne pół roku. A mogłoby się wydawać, że skoro są korzenie , co więcej, rozrastają się, to musi pojawić się też część nadziemna. Bo jeśli takie zjawisko należałoby uznać za normalne to dlaczego by nie uprawiać marchewki bez naci? Przypominam sobie sytuację sprzed kilkunastu laty, kiedy to ukorzeniłem liść hoi i który przeżył w doniczce w całkiem niezłej kondycji jeszcze ze dwa lata a mimo to nie wytworzył normalnej rośliny. Zdaje się, że to ta sama historia. Pomyślałem, że być może należało by potraktować to jakimś hormonem. No i tu jest właśnie temat dla mądrzejszych ode mnie. Czym? Auksyną, cytokininą? Jaką i z jakim stężeniem? Na liść czy do gleby?
Pewnie nie trudno domyślić się, że trochę liczę na profesjonalizm Tomka ale chętnie poznam zdania innych koleżanek i kolegów zainteresowanych takim tematem
henry